@Balsam
Co do jedne się zgadzam. Brak mi skromności. Ten typ tak ma, niestety (może stety). Co do reszty.
- Nie wiem co to są "wildsteiny" . Domyślam się, że Bronek W. jest takim trochę balsamowym wzorcem z Sevres dla beanów występujących na Twoim blogu. Ja nie bean, na blog trafiłem przypadkiem, spodobało mi się, nie powiem. Na mój pierwszy wpis będący góralską parodią tego co napisałeś poważnie w "Roku kopniętego śledzia", odpisał mi bardzo zabawnie i w podobnej konwencji Marzeniec wytykając źle użytego zwrotu z gwary góralskiej. Potem poszło "z górki". Włączyła się Jota, włączyłeś Ty, podrzucając temacik i zaczęła się zabawa - a jak ją Jota określiła: "to przecież zwykły spontan, ukulele, żart taki i nie ma sensu podchodzić zbyt poważnie do jednolitości stylistycznej etc". I tak to traktowałem. I tak to chcę (słyszysz Balsam -- CHCĘ!) tak to traktować. Oczywiście zależy mi też na jedności stylistycznej, czego dowodem moja POKORA wobec Twoich sugestii dotyczących owej jednolitości.
Przykłady (z Bronisława Wildsteina, jak rozumiem) tak się mają do mojej literackiej ZABAWY jak... (tu se znajdź odpowiedni kontrast - też bystry chłop jesteś). Zresztą w kilku żołnierskich słowach o swoim stosunku do niektórych literackich zwrotów napisałem pomiędzy jedną a drugą kontynuacją wątku tkanego, zda się, samoistnie.
O tkaniu wątków. Trochę to przypominało, jakbyśmy z Jotą "czatowali". Scenka - odpowiedź. Osadzenie w jakichś realiach literackich - odpowiedź realiami z innej kultury. Fajnie. W takich momentach, Mistrzu Balsamiie, mniej się zwraca uwagę na - he, he - imponderabilia. Jak piszę poważny esej, czy prozę (zdarza się) przewracam zdania na nice. Czytam po wielekroć. Poprawiam i skracam. Czy Ty myślisz, że ja taką surowiznę, jaką sobie z Jotą zafundowaliśmy, dopuściłbym w realu do druku. Zarówno jako pisarz, jak i jako redaktor. Jota, myślę, też nie.
Oczywiście z wielką przyjemnością będę kontynuował wątek przygód Marianny Motylak w bardo. Z całą czeredą balsamowych fanów, jeśli się w to włączą. Wtłaczając się w zaproponowane przez czeredę i przez Ciebie wątki, ale - na miły Bóg - nie wystawiaj mi cenzurek w "wildsteinach". Choćby ze względu na moją organiczną niechęć do rzeczonego. A jak zechcesz, Mistrzu, poddać ocenie to oszczędź sobie i mnie tej szczerości, jaką ubrałeś w słowa: "wildsteiny wymierzam głównie za łamanie dyscypliny, bo potencjał jest. I to nietrywialny, brak jedynie skromności [ironia] ". Sam Łonacku Łomzyński, wiem, że jest to "potencjał nietrywialny". Wiem, wiem... złagodziłeś wydźwięk zdania wziętym w nawias stwierdzeniem - "ironia", co nie zmienia faktu, że ciężar został położony na "łamanie dyscypliny".
Zgadzam się też ze słusznym rechotem dotyczącym niewłaściwego użycia zwrotu w obcym języku. Napisałeś >>Od zasad nie odstąpię, pedantem nie jestem. Oskarżać mnie można o absolutnie wszystko inne -- "powiedziała Marianna po angielsku do samej siebie."<< I znów - domyślam się, że świadomie rozmyłeś stwierdzenie "od zasad nie odstąpię" dodatkiem "pomyślała po angielsku". Co do zasad - szanuję je. Twój blog, Twoje małpy, Twój cyrk. Co do "pomyślała po angielsku" - horrendum, zgadzam się. Jak mogłem napisać "pomyślała niegramatycznie". Nawet gdy użyła niegramotnie niemieckiego zwrotu. Kajam się.
A poza tym, to też czekam na tego pieczonego turbota;-)))
Co do jedne się zgadzam. Brak mi skromności. Ten typ tak ma, niestety (może stety). Co do reszty.
- Nie wiem co to są "wildsteiny" . Domyślam się, że Bronek W. jest takim trochę balsamowym wzorcem z Sevres dla beanów występujących na Twoim blogu. Ja nie bean, na blog trafiłem przypadkiem, spodobało mi się, nie powiem. Na mój pierwszy wpis będący góralską parodią tego co napisałeś poważnie w "Roku kopniętego śledzia", odpisał mi bardzo zabawnie i w podobnej konwencji Marzeniec wytykając źle użytego zwrotu z gwary góralskiej. Potem poszło "z górki". Włączyła się Jota, włączyłeś Ty, podrzucając temacik i zaczęła się zabawa - a jak ją Jota określiła: "to przecież zwykły spontan, ukulele, żart taki i nie ma sensu podchodzić zbyt poważnie do jednolitości stylistycznej etc". I tak to traktowałem. I tak to chcę (słyszysz Balsam -- CHCĘ!) tak to traktować. Oczywiście zależy mi też na jedności stylistycznej, czego dowodem moja POKORA wobec Twoich sugestii dotyczących owej jednolitości.
Przykłady (z Bronisława Wildsteina, jak rozumiem) tak się mają do mojej literackiej ZABAWY jak... (tu se znajdź odpowiedni kontrast - też bystry chłop jesteś). Zresztą w kilku żołnierskich słowach o swoim stosunku do niektórych literackich zwrotów napisałem pomiędzy jedną a drugą kontynuacją wątku tkanego, zda się, samoistnie.
O tkaniu wątków. Trochę to przypominało, jakbyśmy z Jotą "czatowali". Scenka - odpowiedź. Osadzenie w jakichś realiach literackich - odpowiedź realiami z innej kultury. Fajnie. W takich momentach, Mistrzu Balsamiie, mniej się zwraca uwagę na - he, he - imponderabilia. Jak piszę poważny esej, czy prozę (zdarza się) przewracam zdania na nice. Czytam po wielekroć. Poprawiam i skracam. Czy Ty myślisz, że ja taką surowiznę, jaką sobie z Jotą zafundowaliśmy, dopuściłbym w realu do druku. Zarówno jako pisarz, jak i jako redaktor. Jota, myślę, też nie.
Oczywiście z wielką przyjemnością będę kontynuował wątek przygód Marianny Motylak w bardo. Z całą czeredą balsamowych fanów, jeśli się w to włączą. Wtłaczając się w zaproponowane przez czeredę i przez Ciebie wątki, ale - na miły Bóg - nie wystawiaj mi cenzurek w "wildsteinach". Choćby ze względu na moją organiczną niechęć do rzeczonego. A jak zechcesz, Mistrzu, poddać ocenie to oszczędź sobie i mnie tej szczerości, jaką ubrałeś w słowa: "wildsteiny wymierzam głównie za łamanie dyscypliny, bo potencjał jest. I to nietrywialny, brak jedynie skromności [ironia] ". Sam Łonacku Łomzyński, wiem, że jest to "potencjał nietrywialny". Wiem, wiem... złagodziłeś wydźwięk zdania wziętym w nawias stwierdzeniem - "ironia", co nie zmienia faktu, że ciężar został położony na "łamanie dyscypliny".
Zgadzam się też ze słusznym rechotem dotyczącym niewłaściwego użycia zwrotu w obcym języku. Napisałeś >>Od zasad nie odstąpię, pedantem nie jestem. Oskarżać mnie można o absolutnie wszystko inne -- "powiedziała Marianna po angielsku do samej siebie."<< I znów - domyślam się, że świadomie rozmyłeś stwierdzenie "od zasad nie odstąpię" dodatkiem "pomyślała po angielsku". Co do zasad - szanuję je. Twój blog, Twoje małpy, Twój cyrk. Co do "pomyślała po angielsku" - horrendum, zgadzam się. Jak mogłem napisać "pomyślała niegramatycznie". Nawet gdy użyła niegramotnie niemieckiego zwrotu. Kajam się.
A poza tym, to też czekam na tego pieczonego turbota;-)))