cd
****
--Z grubsza to chodzi o kocioł, a w zasadzie o jego brak...
Mecenas na chwilę odpłynął: każdy kocioł kojarzył mu się z zupą, szczególnie zaś jarzynową z koperkiem na kościach, bo kostek rosołowych jeszcze wtedy nie znano . Przypominał buntowniczą młodość i garkuchnię ochronki dla upadłej młodzieży katolickiej prowadzoną przez siostry zakonne, miejsce gdzie chował się przed zdziwaczałym ojcem-rododendrologiem i jego niezrozumiałym pociągiem zarówno do generałów w przeciwsłonecznych okularach, jak i białych ojców z dalekiego Rzymu. Ojcem, rododendrologiem-sadystą, który latami wpajał młodemu umysłowi miłość do wszystkiego co ma brązową korę i zielone, skórzaste liście, by pewnego dnia z dziwnym błyskiem w oku kazać wziąć siekierę i laubzegę , ściąć dorodny kilkusetletni rododendron zdobiący miejski park, porąbać go i zanieść na opał do pieca pobliskiej zakonnej garkuchni. Tak więc występek, kotły pachnące zupą, siekiera wraz z laubzegą i zakonnymi habitami otoczonymi liśćmi rododendrona, wszystko to stało się jakby kwintesencją wspomnień z dzieciństwa.
Dzieciństwa, w którym siostry obmywały swe grzeszne ( i wychowanków ) ciała w dopiero co opłukanych kotłach po zupie, przez co wszyscy przesiąknięci byli zapachami a to pomidorowej z ryżem, a to kapuśniakiem, czasami nawet mistycznym, rozkosznym aromatem rosołu z kury. Najbardziej jednak lubił wąchać wszystkich po owocowej z makaronem: pachnęli wtedy truskawkami lub czereśniami. ..
--Panie mecenasie, panie mecenasie!
Mecenas ocknął się z zadumy i słuchał już uważniej przejętego generała:
--bo miał być, panie mecenasie, wykonany kocioł, o którym tylko resort i kurialiści wiedzieli. Resort miał zadatkować na realizację kotła, terenowi latynowscy kocioł zrealizować a kurialiści całość kotła omodlać, bo szło o takie łamanie przykazań , że zwykłe standardowe zdrowaśki nie pomogłyby ni chuja. Kurialni już od początku ,jak zwykle, dopominali się nie tylko o nadgodziny ale i o kontrolę nad całością, latynowscy z kolei realizowali kocioł tylko w nadgodzinach , bo w godzinach pracy im się to nie opłacalo, a potem jeszcze wyszło, że kocioł ich nie w ogóle obchodzi, tylko wczesne resortowe emerytury ze względu na szkodliwe warunki pracy no i wyszło tak, że ten kocioł, zadatkowany i niby porządnie omodlony, to jakby w ogóle nie istniał, ale pieniądze na niego, tzn. ten kocioł poszły i to takie, jakby był ze szczerego złota wykonany, a kotła jak nie było, tak dalej nie było na dodatek zniknął też jeszcze taki jeden kocioł z żeliwa, co to w nim w ramach wątku pobocznego tej operacji zupę jarzynowa na kostkach rosołowych i kapelanach gotowali, ale on się już podobno gdzieś na misji w Afryce odnalazł i teraz w nim chyba gotują międzynarodową pomoc na misjonarzach, ale- niestety - już bez kostek rosołowych
--Panie generale, do rzeczy : ja się w tej kotłowej metafizyce nie wyznaję,bo gdyby to jeszcze o zwykłe faktury geotermalne chodził,o to co innego, ale tak czy inaczej, nasza kancelaria skontaktuje się z panem. Do zobaczenia...
![]()
![]()
****
--Z grubsza to chodzi o kocioł, a w zasadzie o jego brak...
Mecenas na chwilę odpłynął: każdy kocioł kojarzył mu się z zupą, szczególnie zaś jarzynową z koperkiem na kościach, bo kostek rosołowych jeszcze wtedy nie znano . Przypominał buntowniczą młodość i garkuchnię ochronki dla upadłej młodzieży katolickiej prowadzoną przez siostry zakonne, miejsce gdzie chował się przed zdziwaczałym ojcem-rododendrologiem i jego niezrozumiałym pociągiem zarówno do generałów w przeciwsłonecznych okularach, jak i białych ojców z dalekiego Rzymu. Ojcem, rododendrologiem-sadystą, który latami wpajał młodemu umysłowi miłość do wszystkiego co ma brązową korę i zielone, skórzaste liście, by pewnego dnia z dziwnym błyskiem w oku kazać wziąć siekierę i laubzegę , ściąć dorodny kilkusetletni rododendron zdobiący miejski park, porąbać go i zanieść na opał do pieca pobliskiej zakonnej garkuchni. Tak więc występek, kotły pachnące zupą, siekiera wraz z laubzegą i zakonnymi habitami otoczonymi liśćmi rododendrona, wszystko to stało się jakby kwintesencją wspomnień z dzieciństwa.
Dzieciństwa, w którym siostry obmywały swe grzeszne ( i wychowanków ) ciała w dopiero co opłukanych kotłach po zupie, przez co wszyscy przesiąknięci byli zapachami a to pomidorowej z ryżem, a to kapuśniakiem, czasami nawet mistycznym, rozkosznym aromatem rosołu z kury. Najbardziej jednak lubił wąchać wszystkich po owocowej z makaronem: pachnęli wtedy truskawkami lub czereśniami. ..
--Panie mecenasie, panie mecenasie!
Mecenas ocknął się z zadumy i słuchał już uważniej przejętego generała:
--bo miał być, panie mecenasie, wykonany kocioł, o którym tylko resort i kurialiści wiedzieli. Resort miał zadatkować na realizację kotła, terenowi latynowscy kocioł zrealizować a kurialiści całość kotła omodlać, bo szło o takie łamanie przykazań , że zwykłe standardowe zdrowaśki nie pomogłyby ni chuja. Kurialni już od początku ,jak zwykle, dopominali się nie tylko o nadgodziny ale i o kontrolę nad całością, latynowscy z kolei realizowali kocioł tylko w nadgodzinach , bo w godzinach pracy im się to nie opłacalo, a potem jeszcze wyszło, że kocioł ich nie w ogóle obchodzi, tylko wczesne resortowe emerytury ze względu na szkodliwe warunki pracy no i wyszło tak, że ten kocioł, zadatkowany i niby porządnie omodlony, to jakby w ogóle nie istniał, ale pieniądze na niego, tzn. ten kocioł poszły i to takie, jakby był ze szczerego złota wykonany, a kotła jak nie było, tak dalej nie było na dodatek zniknął też jeszcze taki jeden kocioł z żeliwa, co to w nim w ramach wątku pobocznego tej operacji zupę jarzynowa na kostkach rosołowych i kapelanach gotowali, ale on się już podobno gdzieś na misji w Afryce odnalazł i teraz w nim chyba gotują międzynarodową pomoc na misjonarzach, ale- niestety - już bez kostek rosołowych
--Panie generale, do rzeczy : ja się w tej kotłowej metafizyce nie wyznaję,bo gdyby to jeszcze o zwykłe faktury geotermalne chodził,o to co innego, ale tak czy inaczej, nasza kancelaria skontaktuje się z panem. Do zobaczenia...
