Coraz wyraźniej czuję, że należy nakręcić etiudę filmową na podstawie fascynującej i smutnej historii Zofii i Gustawa (oraz Stiopy). Oczyma duszy widzę tę rzecz, skręconą w rytmie francuskiej Nowej Fali, coś a la wczesny Godard. Oczywiście w czerni i bieli. Tylko ragu byłoby kolorowe.
Widzowie do końca nie dowiadują się, czego jeszcze za żadne skarby nie można wyznać rosyjskiemu mężczyźnie. W ostatnim ujęciu widzimy oddalający się bardzo powoli ubielony śniegiem Plac Czerwony, śnieżynki wirują coraz gęściej w mroźnym jak syberyjska stal powietrzu; z offu leci piosenka Gilberta Becaud Nathalie. Kurtyna.
@Ob.Ciach: pięknie wyszły Ci obydwie scenki, zaniosłam się gromkim rechotem, aż pies poderwał się z poobiedniej drzemki i pogalopował z obłędem w oczach na drugi koniec mieszkania. Zwłaszcza epizod z góralem. Przywiódł mi na myśl - nie całkiem a propos - pewną przedwojenną anegdotkę teatralną. Ktoś wspominał, jak to niegdysiejszy aktor, Władysław Grabowski, mistrz drugiego planu, upił się razu pewnego niemożebnie, skutkiem czego przed każdą swoją kwestią wskazywał na siebie nabożnie palcem i mówił głośno: "Tiepier' ja!..."![]()
![]()
Widzowie do końca nie dowiadują się, czego jeszcze za żadne skarby nie można wyznać rosyjskiemu mężczyźnie. W ostatnim ujęciu widzimy oddalający się bardzo powoli ubielony śniegiem Plac Czerwony, śnieżynki wirują coraz gęściej w mroźnym jak syberyjska stal powietrzu; z offu leci piosenka Gilberta Becaud Nathalie. Kurtyna.
@Ob.Ciach: pięknie wyszły Ci obydwie scenki, zaniosłam się gromkim rechotem, aż pies poderwał się z poobiedniej drzemki i pogalopował z obłędem w oczach na drugi koniec mieszkania. Zwłaszcza epizod z góralem. Przywiódł mi na myśl - nie całkiem a propos - pewną przedwojenną anegdotkę teatralną. Ktoś wspominał, jak to niegdysiejszy aktor, Władysław Grabowski, mistrz drugiego planu, upił się razu pewnego niemożebnie, skutkiem czego przed każdą swoją kwestią wskazywał na siebie nabożnie palcem i mówił głośno: "Tiepier' ja!..."
