O naiwna Klementyno! Bogowie, prawdziwi i fikcyjni, zbyt są zajęci walką frakcyjną, by słuchać prośb ludzkich. Wyłączywszy podania o przeniesienie do Vegas:
-- Klementyno, prośba twoja została rozpatrzona odmownie.
Do "Chowańca " Klemetyna dotarła tuż przed zapadnięciem zmierzchu. Ledwo się roztasowała, przyjechał ktoś znaczny, kogo karczmarzyca Beata, kobieta masywna, krocząca z łoskotem, jakby na trzech nogach, z dawna oczekiwała.
Był to jakiś zaciekły oficjał Jahr Kha Czyna, który nie przekroczywszy nawet progu, już insynuował, przeinaczał i wiązał rzeczy niepowiązane w jedną całość, której elementem zasadniczym był stan kolei. Wszedł pewnym krokiem do sali ogólnej, a zobaczywszy Klementynę, najczystszym językiem naturalnym oskarżył ją o udział w zamachu smoleńskim i zapytał jakiej jest płci oraz skąd i dokąd jedzie. Urszulanka mogła powiedzieć, że to jest wolny kraj i nie musi się z niczego tłumaczyć, ale jakoś nie był i w sumie musiała:
-- Wracam z Węgier, które traktuję jak przybraną ojczyznę.
-- Niedługo nie trzeba będzie jeździć nad Balaton, żeby posmakować papryki.
-- Nie chodzi o jedzenie, wręcz przeciwnie, chcę żeby mnie ciasno trzymali za mordę.
-- Jeśli się nasze plany powiodą, zapadnie tu martwa cisza.
-- A jakie to plany?
-- Nie znamy się dostatecznie dobrze, ale wiedz, że niebawem w kraju będzie jak za głębokiego Gomułki.
-- Oby tak się stało, wszyscy tylko czekają, żeby władza zaczęła się ganiać ze sobą o mieście z dyktafonami i godnie burmuszyć.
Dalszą rozmowę przerwało przybycie orszaku limuzyn. Oficjał wybiegł na powitanie nowoprzybyłych; głęboko sie kłaniając otworzył drzwi boskiej fury za upiorne pieniądze.
Z samochodu wysunęły się krótkie nogi w błyszczących pantoflach i krwisto-czerwonych skarpetkach. Właściciel skarpetek był duchownym znacznej, sądząc po purporowej piusce rangi.
Oficjał i purpurat siedli w drugim końcu Sali i zaczęli rozmawiać czystą nowomową obozu niepodległościowego. Klementyna znała ten język i nie roniła ani słowa, ale dla niepoznaki udawała, że czyta Gościa Niedzielnego:
-- Słyszałem, że Rybnik i Elbląg wzięty, a Warszawa bliska poddania.
-- Człowiek, który pilnuje czujnika poziomu wody w tunelu jest nasz, księże kardynale.
-- Straszne się rzeczy dzieją.
-- Ekscelencjo, co się stało, to się stać musiało.
-- Powiadają, że są tacy, którzy namawiają Jahr Kha Czyn do zbeszczeszczenia klasztoru przez podstawionych lewaków, żeby sprowokować masy do obrony zagrożonej wiary.
-- Plan jest znacznie śmielszy.
Oficjał przypomniał sobie Klementynę, która od lektury periodyku miała właśnie gęsty wysięk z jamy:
-- Mówisz od rzeczy?
-- Ani słowa, choćby mi kto zęby rwał.
Rozmowa purpurata z oficjałem toczyła się dalej.
-- Klementyno, prośba twoja została rozpatrzona odmownie.
Do "Chowańca " Klemetyna dotarła tuż przed zapadnięciem zmierzchu. Ledwo się roztasowała, przyjechał ktoś znaczny, kogo karczmarzyca Beata, kobieta masywna, krocząca z łoskotem, jakby na trzech nogach, z dawna oczekiwała.
Był to jakiś zaciekły oficjał Jahr Kha Czyna, który nie przekroczywszy nawet progu, już insynuował, przeinaczał i wiązał rzeczy niepowiązane w jedną całość, której elementem zasadniczym był stan kolei. Wszedł pewnym krokiem do sali ogólnej, a zobaczywszy Klementynę, najczystszym językiem naturalnym oskarżył ją o udział w zamachu smoleńskim i zapytał jakiej jest płci oraz skąd i dokąd jedzie. Urszulanka mogła powiedzieć, że to jest wolny kraj i nie musi się z niczego tłumaczyć, ale jakoś nie był i w sumie musiała:
-- Wracam z Węgier, które traktuję jak przybraną ojczyznę.
-- Niedługo nie trzeba będzie jeździć nad Balaton, żeby posmakować papryki.
-- Nie chodzi o jedzenie, wręcz przeciwnie, chcę żeby mnie ciasno trzymali za mordę.
-- Jeśli się nasze plany powiodą, zapadnie tu martwa cisza.
-- A jakie to plany?
-- Nie znamy się dostatecznie dobrze, ale wiedz, że niebawem w kraju będzie jak za głębokiego Gomułki.
-- Oby tak się stało, wszyscy tylko czekają, żeby władza zaczęła się ganiać ze sobą o mieście z dyktafonami i godnie burmuszyć.
Dalszą rozmowę przerwało przybycie orszaku limuzyn. Oficjał wybiegł na powitanie nowoprzybyłych; głęboko sie kłaniając otworzył drzwi boskiej fury za upiorne pieniądze.
Z samochodu wysunęły się krótkie nogi w błyszczących pantoflach i krwisto-czerwonych skarpetkach. Właściciel skarpetek był duchownym znacznej, sądząc po purporowej piusce rangi.
Oficjał i purpurat siedli w drugim końcu Sali i zaczęli rozmawiać czystą nowomową obozu niepodległościowego. Klementyna znała ten język i nie roniła ani słowa, ale dla niepoznaki udawała, że czyta Gościa Niedzielnego:
-- Słyszałem, że Rybnik i Elbląg wzięty, a Warszawa bliska poddania.
-- Człowiek, który pilnuje czujnika poziomu wody w tunelu jest nasz, księże kardynale.
-- Straszne się rzeczy dzieją.
-- Ekscelencjo, co się stało, to się stać musiało.
-- Powiadają, że są tacy, którzy namawiają Jahr Kha Czyn do zbeszczeszczenia klasztoru przez podstawionych lewaków, żeby sprowokować masy do obrony zagrożonej wiary.
-- Plan jest znacznie śmielszy.
Oficjał przypomniał sobie Klementynę, która od lektury periodyku miała właśnie gęsty wysięk z jamy:
-- Mówisz od rzeczy?
-- Ani słowa, choćby mi kto zęby rwał.
Rozmowa purpurata z oficjałem toczyła się dalej.