Po wycofaniu się biskupów, prezes szedł z kompanami przez niekorzystny biomet warszawski z Bogiem, albo mimo Boga. Doszli do pomnika Witosa, ale ten też się wycofał, świecąc pustym cokołem w samo oko prezesa ciemności. Podobnie zrobili Piłsudski i Dmowski. Prezes wstąpił na trzystopniową drabinkę, ogarnął wątły tłum spojrzeniem starczym, ale wszak niezwykle jadowitym:
-- Była straszna presja na Piłsudskiego, było mówione, że podpalamy Polskę, a ja mówię, za marszałkiem: "Czego krzyczysz, cóż noga? A tamtemu głowę urwało i nie krzyczy."
-- Była straszna presja na Piłsudskiego, było mówione, że podpalamy Polskę, a ja mówię, za marszałkiem: "Czego krzyczysz, cóż noga? A tamtemu głowę urwało i nie krzyczy."