Byłabym zapomniała, skoro już zeszło nam na kino amerykańskie. W "Easy riderze" Peter Fonda, owszem, jest bezczelnie, nieprzyzwoicie, straszliwie, arogancko wręcz przystojny, jednak znacznie bardziej dygotałam na widok mojego idola wszech czasów, Jacka Nicholsona. Co musiałam dodać, pro forma i ad maiorem dei gloriam.
↧