Dwudziestego siódmego miesiąca Sivan, Jahr Kha-czyn, w samych kapciach, ale okryty tałesem ruszył przez pochmurny, ale ciepły poranek wąskimi od bujnego liścia lipowymi alejami żoliborskimi ku siedzibie solidarnej polski, przyjąć ją ponownie na łono, które miał pod tałesem.
-- A co pan tu robi, prezesie?
-- Już dwudziesty siódmy miesiąca Sivan, pora byście się ukoili i pora bym ja was wspaniałomyślnie przyjął.
-- Ale zaraz Ronaldo i Torres staną naprzeciw siebie, solidarna polska interesuje się tym aspektem piłki nożnej.
-- Prawo i Sprawiedliwość też. Ja chętnie to objerzę. Ukoicie się możęcie później.
-- A co pan tu robi, prezesie?
-- Już dwudziesty siódmy miesiąca Sivan, pora byście się ukoili i pora bym ja was wspaniałomyślnie przyjął.
-- Ale zaraz Ronaldo i Torres staną naprzeciw siebie, solidarna polska interesuje się tym aspektem piłki nożnej.
-- Prawo i Sprawiedliwość też. Ja chętnie to objerzę. Ukoicie się możęcie później.