Pewnego wieczora w miejscu pełnym niekoniecznie zwykłych ludzi odzianych w dziwaczne białe kubraczki z szamerunkiem i w przejrzyste szarawary ubrane na lewą stronę, przypadkiem znalazł bratnią duszę. Był to człowiek równie tak samo wygnany i tak samo samo zbiegły jak i on, chroniący się w tłumie lokalnych dziwolągów i strachliwie patrzący na boki. Powiedział Brodzisławowi , że onegdaj - popołudniową godziną - widział dziwacznie wyglądającego , gapiącego się z widocznym entuzjazmem w przedwieczorne chmury leminga z wybałuszonymi oczami , któremu przygrywał na fletni Pana równie rozentuzjazmowany organista. Przypuszcza więc, że chwilowo lepiej nie iść dalej , bo szykuje się coś niepojętego . Brodzisław został więc w mieścinie do rana, boć przeżycie było przecie jego priorytetem.
Z tego też powodu jego dusza cierpiała strasznie , ale wiedział, że skoro idealna Idea ma przeżyć, również jego przeżycie co najmniej do 10 każdego miesiąca jest niezmiernie ważne . Nosiciel Idei nie może bowiem swej misji wystawiać na ryzyko
Pomyślał: pozostanę hardy i twardy , nie dopadną mnie lemingi z tymi zaprzanymi organistami. Po niezbędnej chwili podziwu dla samego siebie i swojej legendarnej przenikliwości zapadł w kamienny sen prawych i sprawiedliwych, albowiem tylko tacy potrafią krzewić Idealne Idee
Po kilku godzinach, odurzony jeszcze nagłym przedświtem poderwał się i wybiegł z namiotu, w którym gościł dzięki towarzyszowi. Ów człowiek zdążył się już zasymilować i nawet wynegocjował sobie śpiwór, śpiwór który Brodzisławowi - śpiącemu na przemokniętym kartonie po wodzie Perierr przypominał dawne czasy , gdy i on sypiał w niebywałym luksusie.
Świt okazał się jednak nieoczekiwanym sprzymierzeńcem. Z łowów wracały ostatnie nietoperze oraz wyruszali dostawcy mleka i prasy, wiedział więc , że chwilowo nic mu nie grozi. Lemingi i organiści kierowali się cyklem biologicznym nietoperzy i porannych dostawców prasy i mleka, więc Zbysław powoli odzyskiwał nadzieję. Sromał się tylko tym, że jednorazowy towarzysz nocy pozostał na pastwę losu. Szedł jednak przed siebie powtarzając : naprzód, naprzód!!!
Niewykluczone, że skończyłoby się wszystko dobrze, gdyby nie to, że pewnego dnia stanął pod wielką sklonowaną lipą i chwilę się zastanowił, dlaczego wyemigrował wewnętrznie i dokąd zdąża?
Za cholerę jednak nie mógł sobie przypomnieć
Pomyślał, że może gdyby dojrzał wreszcie cel , cel o którym idąc powtarzał sobie: każdy ma w życiu taki cel na jaki sobie zasłuży, każdy cel da się osiągnąć , przyjdzie koza do celu...tu urwał , bo wydało mu się, że wymyślił coś wyjątkowo głupiego, a uważał się za mądrego i przewidującego
Niestety, cebula z czosnkiem i chlebem smakowała tego dnia wyjątkowo wybornie!
ps
wiem, didaskalia itd...;-)
Z tego też powodu jego dusza cierpiała strasznie , ale wiedział, że skoro idealna Idea ma przeżyć, również jego przeżycie co najmniej do 10 każdego miesiąca jest niezmiernie ważne . Nosiciel Idei nie może bowiem swej misji wystawiać na ryzyko
Pomyślał: pozostanę hardy i twardy , nie dopadną mnie lemingi z tymi zaprzanymi organistami. Po niezbędnej chwili podziwu dla samego siebie i swojej legendarnej przenikliwości zapadł w kamienny sen prawych i sprawiedliwych, albowiem tylko tacy potrafią krzewić Idealne Idee
Po kilku godzinach, odurzony jeszcze nagłym przedświtem poderwał się i wybiegł z namiotu, w którym gościł dzięki towarzyszowi. Ów człowiek zdążył się już zasymilować i nawet wynegocjował sobie śpiwór, śpiwór który Brodzisławowi - śpiącemu na przemokniętym kartonie po wodzie Perierr przypominał dawne czasy , gdy i on sypiał w niebywałym luksusie.
Świt okazał się jednak nieoczekiwanym sprzymierzeńcem. Z łowów wracały ostatnie nietoperze oraz wyruszali dostawcy mleka i prasy, wiedział więc , że chwilowo nic mu nie grozi. Lemingi i organiści kierowali się cyklem biologicznym nietoperzy i porannych dostawców prasy i mleka, więc Zbysław powoli odzyskiwał nadzieję. Sromał się tylko tym, że jednorazowy towarzysz nocy pozostał na pastwę losu. Szedł jednak przed siebie powtarzając : naprzód, naprzód!!!
Niewykluczone, że skończyłoby się wszystko dobrze, gdyby nie to, że pewnego dnia stanął pod wielką sklonowaną lipą i chwilę się zastanowił, dlaczego wyemigrował wewnętrznie i dokąd zdąża?
Za cholerę jednak nie mógł sobie przypomnieć
Pomyślał, że może gdyby dojrzał wreszcie cel , cel o którym idąc powtarzał sobie: każdy ma w życiu taki cel na jaki sobie zasłuży, każdy cel da się osiągnąć , przyjdzie koza do celu...tu urwał , bo wydało mu się, że wymyślił coś wyjątkowo głupiego, a uważał się za mądrego i przewidującego
Niestety, cebula z czosnkiem i chlebem smakowała tego dnia wyjątkowo wybornie!
ps
wiem, didaskalia itd...;-)