Każdy, kto widział Małgorzatę na rok przed maturą, nie dawał jej więcej niż dwadzieścia lat życia. Koledzy i koleżanki, także ci, którzy przeżyli studniówkę, zgodnie potwierdzają: nie rzucała się w oczy, nawet głodna. Wg sąsiadki, która pomagała jej wyjmować listy ze skrzynki, ubierała się skromnie - skromność i zasadę, że je się, dopóki się co ma, wyniosła z domu - w Puławach zresztą nie dało się inaczej, do dziś panuje w tym mieście przesąd, iż lepiej jest w Lublinie. Małgorzata czuła się w Lublinie osamotniona. Koleżanka z pokoju w akademiku przyznaje, że cztery lata nie wystarczyły, żeby ustalić, która z nich sprząta parapet po gołębiach. Małgorzata studiowała planowo i nic nie wskazywało na to, że niedługo umrze. Owszem, nieliczni zauważali syndromy nieuchronnego upadku, ale tak poza tym, Lublin niczym nie różnił się w tej materii od Puław. Na trzecim roku studiów Małgorzata poznała mężczyznę, trudno też zaprzeczyć, że wzajemnie (kobieta dwudziestokilkuletnia jest zdolna do tego, coś o tym wiem, bo mam to przed sobą). Po studiach, na wycieczce zakładowej śladami trypra Przerwy-Tetmajera, Małgosia postanowiła umrzeć w stolicy. Przyczynił się do tego też prezes, który całował ją w dłoń tak właśnie, jakby o to chodziło. Zaczęła ubierać się ekstrawagancko. Nie nosiła zegarka. Stanęła obok Łopińskiego. Niestety, przeznaczenie ma jednak to do siebie, że ma się nijak do jednak, Łopiński zawsze będzie niższy, nawet jeśli siądzie na pudlu. Małgosia ma uczulenie na psy i dlatego umrze po ludzku.
↧